Podróżując z plecakami od kilku lat wpadliśmy najwyraźniej w podróżniczy nałóg. Jesteśmy jednak wybredni i w swoich planach stawiamy kilka warunków ;)
Musi być poza Europę, musi być egzotycznie, koniecznie na południe szczególnie, gdy u nas zaczyna się jesienno-zimowa szaruga i koniecznie na własną rękę z niskim budżetem.
Taki wyjazd to zwykle sporo przygotowań polegających głównie na zdobywaniu wiedzy i planowaniu Do tej pory ciężar spadał głównie na mnie. Sprowadzało się to mniej więcej do organizowania wycieczki żonie i konieczności wcielania się w rolę pilota, przewodnika i tłumacza oraz zapewnianie różnych atrakcji dostając przy okazji po uszach za brak profesjonalizmu :). Jest jednak szansa, że tym razem będzie nieco inaczej. W ubiegłych latach udało nam się zdobyć pewne doświadczenie beckpacker-skie i ogólno małżeńskie czujemy się więc nieco pewniej i łatwiej podejmujemy decyzje. Cieszę się bo widzę, że Aurelia powoli się rozwija. Zaczęła intensywnie powtarzać angielski, rozpoczęła naukę hiszpańskiego (ciekawe czy się przyda ;). Od czasu gdy kupiliśmy drugi komputer pogłębia wiedzę studiując doświadczenia innych na blogach podróżniczych. A ostatnio tak się poskładało, że mam więcej pracy i mniej czasu, więc Aurelia zajęła się planowaniem całości z co najwyżej moimi nieprofesjonalnymi podpowiedziami. Zobaczymy co z tego wyniknie ;)
Musi być poza Europę, musi być egzotycznie, koniecznie na południe szczególnie, gdy u nas zaczyna się jesienno-zimowa szaruga i koniecznie na własną rękę z niskim budżetem.
Taki wyjazd to zwykle sporo przygotowań polegających głównie na zdobywaniu wiedzy i planowaniu Do tej pory ciężar spadał głównie na mnie. Sprowadzało się to mniej więcej do organizowania wycieczki żonie i konieczności wcielania się w rolę pilota, przewodnika i tłumacza oraz zapewnianie różnych atrakcji dostając przy okazji po uszach za brak profesjonalizmu :). Jest jednak szansa, że tym razem będzie nieco inaczej. W ubiegłych latach udało nam się zdobyć pewne doświadczenie beckpacker-skie i ogólno małżeńskie czujemy się więc nieco pewniej i łatwiej podejmujemy decyzje. Cieszę się bo widzę, że Aurelia powoli się rozwija. Zaczęła intensywnie powtarzać angielski, rozpoczęła naukę hiszpańskiego (ciekawe czy się przyda ;). Od czasu gdy kupiliśmy drugi komputer pogłębia wiedzę studiując doświadczenia innych na blogach podróżniczych. A ostatnio tak się poskładało, że mam więcej pracy i mniej czasu, więc Aurelia zajęła się planowaniem całości z co najwyżej moimi nieprofesjonalnymi podpowiedziami. Zobaczymy co z tego wyniknie ;)
Pomysł wyjazdu do Tajlandii zaświtał nam w głowach wiosną 2011. Właściwie to nie bardzo pamiętam skąd się wziął. Docierające z wszelkich źródeł informacje mówią, że jest to szczególnie łatwy jak na Azję kraj. Niemal wszystko tu jest „pod turystę”. Tajlandia bywa wręcz nazywana Stanami Zjednoczonymi Azji. Tymczasem nasze dotychczasowe azjatyckie doświadczenia sprowadzają się do ponad 2 miesięcy w Indiach, które zdążyliśmy pokochać :) Indie są chyba na drugim biegunie i podjęcie tam jakiegokolwiek działania wiąże się z przeżyciem małej przygody. Boję się trochę, że będziemy rozczarowani Tajlandią. Na wszelki wypadek zamierzamy wyskoczyć na kilka dni do sąsiedniej Kambodży ;)
Bilety lotnicze kupiliśmy w lipcu. Lecimy liniami Qatar Airways uchodzącymi za najlepsze na świecie, z przesiadką w Doha - stolica Kataru.
Czas się szybko kurczy, a tymczasem Tajlandię zalewa woda. Ostatnie doniesienia mówią o powodzi największej od 50lat, gorszej niż ta z 1995r. Mamy jednak nadzieję, że do czasu naszego wyjazdu za 3 tyg. sytuacja zmieni się na tyle, że możliwe będzie poruszanie się po kraju. Nie wiadomo na ile można ufać szukającym zwykle sensacji mediom, informacje staramy się śledzić na bieżąco, CNN uspokaja, ale mimo woli rodzą się myśli o ewentualnym planie awaryjnym.
rafał
Kilka fotek znalezionych na FB น้ำขึ้น ให้รีบบอก