poniedziałek, 5 grudnia 2011

5.12.2011 powrót do Bangkoku 15.00


Dziś zaczynamy powrót do Bangkoku, a właściwie do domu :) bo za 2 dni z Bangkoku lecimy do Europy. O 10.10. miał po nas do hotelu przyjechać bus, który zawiezie nas do Trangu. Dalej o 17.25 nocną kuszetką jedziemy do Bangkoku. O 9.00 zjedliśmy śniadanie i punkt 10.10 wyszliśmy z pokoju. Nie zdążyliśmy jeszcze wyjść z hotelu, gdy w korytarzu zaczepił nas facet i pyta o nr pokoju, okazało się, że to już nasz kierowca. Super zapakowaliśmy się do busa i jedziemy. Plecaki w bagażniku, miękkie, wygodne fotele i klima. Czego chcieć więcej? Ale doświadczenie niestety uczy, że nic nie może być takie piękne, więc w lekkim napięciu czekamy na rozwój sytuacji. Tylko co tym razem? :) Po drodze kierowca zabrał jeszcze kilka osób. I tak ujechaliśmy jakieś 25 minut. Zatrzymujemy się w Krabi  i facet pokazuje nam inny bus, że teraz pojedziemy tym. No dobra wysiadamy, a przy tym drugim busie nie ma nikogo. Pytam poprzedniego kierowcę o nasze bilety. Ok., waitinig here, pytam co z biletami ok ok. not pay, zapakowaliśmy się szybko do nowego busa, bo zaczęli zbierać się ludzie. Niestety miejsca na nasz bagaż nie było, więc upchnęliśmy się z całym ekwipunkiem na przednich siedzeniach. Ruszamy, kierowca znów zbiera komplet pasażerów. Po kilku przystankach pojawia się jakiś facet i wrzeszczy, żebyśmy dali mu bilety. Mówimy mu, że bilety zabrał poprzedni kierowca. Stoimy, gdzieś dzwonią i pojawia się nasz pierwszy kierowca każąc dać nam bilety. No tego było już za wiele, wykrzykuję mu, że trzy razy go pytałam o nasze bilety przy przesiadaniu się. O dziwo podziałało bo sobie przypomniał chyba, że to on ma nasze bilety. Co za ludzie. Jedziemy dalej za niedługo dosiada się dziewczyna, która siada półdupkiem z boku, a my nasze plecaki musimy prawie trzymać na kolanach. Już mnie trafiło. Za chwilę odwraca się do nas pani siedząca przy kierowcy, która mówi, że tym autobusem nie dojedziemy do dworca kolejowego. Chociaż takie miejsce docelowe podaliśmy, gdy wypisywano nam bilet. Kierowca przekazał nam przez panią z przodu, że  z miejsca w którym nas wysadzi jest do dworca na piechotę tylko 50min lub możemy złapać tuk-tuka. W końcu wysiedliśmy na jakimś skrzyżowaniu w Trang. Zaczynamy łapać tuk-tuka. Na razie nic nie jedzie, w końcu jeden się zatrzymał, sęk w tym, że facet nic nie rozumiał po angielsku. Łapiemy znów, tylko tym razem w Lonely planet znaleźliśmy tłumaczenie tajskie stacja kolejowa. Nowo złapany riksiarz na szczęście umiał czytać, więc szybko dotarliśmy.


 jeżdżą tutaj bardzo oryginale motoriksze (tuk-tuki)

Teraz siedzimy w sympatycznej restauracji przy stacji, a że mamy free wi-fi to możemy poblogować ;) 



Ogółem Trang to małe spokojne miasteczko, gdzie turystów jest bardzo mało. Ludzie wydają się być sympatyczniejsi, a ceny są o wiele niższe.



PS. Niestety nie udało nam się wrzucić tego posta w Trang bo zerwało się połączenie z internetem.
Teraz jesteśmy w Bangkoku po nocnej jeździe pociągiem sypialnym. Tym razem o dziwo przyjechał z kilku minutowym opóźnieniem :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz