No to trochę sobie dziś pozwiedzaliśmy naszą miejscowość. Zaczęliśmy od obiadu. Ok.15.00 wyruszyliśmy na poszukiwania miejsca co by zjeść coś smacznego. Wyszliśmy na główną ulicę no i po chwili już jest restauracja. Przeglądamy menu i miny nam rzedną. To samo danie, które jedliśmy w Bangkoku za 50-60 Bth (5-6zł), tutaj kosztuje 150Bth (15zł). Wracamy koło naszego hotelu do jadłodajni, którą obsługiwały muzułmanki. Siadamy i czekamy, zamówienie złożyliśmy. Jeszcze się udało dość szybko to zrobić. Potem czekamy na jedzenie. Rafał dostał pierwszy, a ja już myślałam, że o mnie zapomnieli po ok. 15 minutach później przynieśli danie dla mnie.
Rafał domówił jeszcze jednego naleśnika, ale jego się już nie doczekaliśmy. W gar kuchni pracowały dwie ok. 15-letnie dziewczyny, które się wygłupiały, coś tam niby robiły. Po 30 minutach oczekiwania wyszliśmy. Niedaleko na stoisku ulicznym zjedliśmy banana pancake po 3 minutach oczekiwania :)
Pochodziliśmy jeszcze po stoiskach, chcieliśmy dokupić mleczko do opalania tylko 450Bth(45zł). Cenami południe Tajlandii nas elektryzuje. Zdecydowana większość usług i produktów jest wyższa, niż w pozostałych częściach kraju, a specjalnie wybieraliśmy tańsze miejsce do plażowania.
A potem wybraliśmy się na plażę. Doszliśmy do kończącej ją wielkiej skały, a tu schodki w górę. No to idziemy, pojawił się tylko mały problem, bo wszędzie dookoła było pełno małp. Biegały, skakały po drzewach pod którymi przechodziliśmy, siedziały na poręczy. Jednym słowem małpi gaj.
Ale weszliśmy na górę, a potem schodkami w dół i okazało się, że to jest przejście na sąsiednią plażę. Pochodziliśmy i wróciliśmy na naszą. Zaliczyliśmy pierwszą kąpiel, na 5 minut orzeźwia, potem znów zaczynasz się pocić.
No i złapaliśmy chowające się za chmury słońce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz