środa, 30 listopada 2011

30.11.2011 Ao Nang rozpracowywanie


No to trochę sobie dziś pozwiedzaliśmy naszą miejscowość. Zaczęliśmy od obiadu. Ok.15.00 wyruszyliśmy na poszukiwania miejsca co by zjeść coś smacznego. Wyszliśmy na główną ulicę no i po chwili już jest restauracja. Przeglądamy menu i miny nam rzedną. To samo danie, które jedliśmy w Bangkoku za 50-60 Bth (5-6zł), tutaj kosztuje 150Bth (15zł). Wracamy koło naszego hotelu do jadłodajni, którą obsługiwały muzułmanki. Siadamy i czekamy, zamówienie złożyliśmy. Jeszcze się udało dość szybko to zrobić. Potem czekamy na jedzenie. Rafał dostał pierwszy, a ja już myślałam, że o mnie zapomnieli po ok. 15 minutach później przynieśli danie dla mnie.


Rafał domówił jeszcze jednego naleśnika, ale jego się już nie doczekaliśmy. W gar kuchni pracowały dwie ok. 15-letnie dziewczyny, które się wygłupiały, coś tam niby robiły. Po 30 minutach oczekiwania wyszliśmy. Niedaleko na stoisku ulicznym zjedliśmy banana pancake po 3 minutach oczekiwania :)


Pochodziliśmy jeszcze po stoiskach, chcieliśmy dokupić mleczko do opalania tylko 450Bth(45zł). Cenami południe Tajlandii nas elektryzuje. Zdecydowana większość usług i produktów jest wyższa, niż w pozostałych częściach kraju, a specjalnie wybieraliśmy tańsze miejsce do plażowania.
A potem wybraliśmy się na plażę. Doszliśmy do kończącej ją wielkiej skały, a tu schodki w górę. No to idziemy, pojawił się tylko mały problem, bo wszędzie dookoła było pełno małp. Biegały, skakały po drzewach pod którymi przechodziliśmy, siedziały na poręczy. Jednym słowem małpi gaj.



 Ale weszliśmy na górę, a potem schodkami w dół i okazało się, że to jest przejście na sąsiednią plażę. Pochodziliśmy i wróciliśmy na naszą. Zaliczyliśmy pierwszą kąpiel, na 5 minut orzeźwia, potem znów zaczynasz się pocić.



No i złapaliśmy chowające się za chmury słońce.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz