wtorek, 22 listopada 2011

Chiang Mai 22.11.2011 godz. 20.30


Wczoraj mieliśmy kolejny raz problem z podłączeniem do internetu. Tym razem coś nie chciało działać w hotelowej sieci. Sytuacje są nie przewidywalne.
Dziś wstaliśmy wcześnie. O godz. 9.00 mamy autobus powrotny do Chiang Mai.
Podsumowując możemy napisać– w Chiang Rai jest naprawdę chłodniej. Daje się to odczuć szczególnie rano, gdy w pokoju hotelowym nie ma okien, wtedy człowiek mocniej nakrywa się kołdrą. Poza tym więcej tu komarów. Ale miasteczko bardzo nam się spodobało, ma fajny klimat znajomy dla nas z innych podróży. Night Market ma swój urok. Wczoraj wieczorem wracając z niego do hotelu zwątpiliśmy, ulicę zalewała woda, ludzie powychodzili z restauracji i sklepów. Czyżby to kolejna fala powodziowa? Na szczęście to tylko pęknięta rura :)

Po 4 godzinkach podróży autobusem gorszej klasy. Dało się to odczuć mniej wydajną klimatyzacją i ciężkimi podjazdami w żółwim tempie. Trochę taniej wyniósł nas przejazd 132BTH/os (13.20zł). Jak wysiedliśmy to znów lał się żar z nieba. Chcieliśmy ciepła to mamy ;)  Szybko do hotelu, prysznic i na miasto. Zaczęliśmy od obiadu. Fajne w większości knajp jest to, że są zdjęcia poszczególnych dań. Przynajmniej zamawiając coś, masz nadzieję widząc je na zdjęciu, że będzie dobre, choć z tym bywa różnie:)


Tym razem wzięliśmy rikszę do objazdu, świątynie są położone na obrzeżach miasta. Robiąc kilka fotek po drodze.

Świątynia - Wat Suan Dok zauroczyła nas piękną i mega wielką złotą chedi.


 A tu takie malutkie drzewko szczęścia znaleźliśmy :)

Wat Jet Yot – świątynia siedmiu iglic, można tu zauważyć wpływy birmańskie i wczesno-chińskie – zupełnie inny typ świątyń niż do tej pory spotykaliśmy.




Przypadkowo trafiliśmy na Wat Chedi Luang którą wypatrzyliśmy z daleka ponad dachami.



Lekko zmarnowani upałem zdecydowaliśmy się gdzieś sobie usiąść w cieniu wypić kawę, zjeść dobre lody. Hm pomysł super, ale realizacja. Ponad godzinę łazikowaliśmy nie mogąc znaleźć kawiarni z lodami. Kupiliśmy sobie owoce, są one już w paczkach przygotowane od razu do zjedzenia. Są bardzo tanie i smaczne po 10 BTH (1zł).


Nawet w akcie rozpaczy weszliśmy do Mc Donaldsa, ale nie sprzedawali lodów :( Po prostu kaplica. Takie wielkie miasto, a taki problem żeby zjeść lody i wypić kawę. W końcu wypatrzyliśmy miejsce. Menu pełne dań obiadowych, i jakieś 3 pozycje z lodami. Ok. zamówiliśmy lody z owocami. A ja w końcu dziś wypiję pierwszą kawę. No i padliśmy. Ten deser ważył chyba z kg kosztował 80 BTH (8zł). Choć wyszedł mi uszami zjadłam cały :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz