niedziela, 20 listopada 2011

Chiang Rai 20.11.2011 falstart


Pobudka dziś o 5.00, wyście z hotelu 6,00 o 7.00 ruszyliśmy do Chiang Rai. Przed trasą chcieliśmy coś kupić do jedzenia, śniadania nie było szans zjeść. Niestety jedyne co jest w sklepach to chipsy, ciastka itp świństwa. Zaryzykowałam i kupiłam jedną kanapkę z jajkiem. Słodki chleb tostowy do tego kawałek jajka. Ogółem raj dla słodkich miśków, chociaż i im taka ilość słodyczy mogła by obrzydnąć. Brak śniadania do tego doszło niewyspanie,  duża ilość zakrętów na trasie i miałam dzień z głowy.
W Chiang Rai po wyjściu z autobusu od razu zaczepił nas riksiarz reklamujący hotel „Chat house”. Z uwagi na mój stan postanowiliśmy zdać się na niego.
aurelia
Hotel sprawiał dobre wrażenie, a jego głównym atutem z reklamy była miła obsługa i dobra atmosfera. Dostaliśmy mały pokoik z łazienką za 250BHT (25zł). W pokoju jest nawet telewizor, wi-fi, moskitiery w oknach. Niestety jak szybko zauważyliśmy moskitiery są mocno nieszczelne. Natomiast naszej nadłóżkowej moskitiery nie ma jak rozwiesić. Do tego doszedł problem z podłączeniem się do prądu. Mają tu typowe gniazdka jak w Tajlandii. My mamy profesjonalną przejściówkę, ale niestety w całym hotelu mają gniazdka bez otworu na bolec uziemiający, a nasza przejściówka jest z uziemieniem. W hotelu nie są w stanie nam pomóc. Bateria w kompie zaczyna siadać, baterie aparatów się wyczerpują. Wygląda to nie ciekawie.
rafał
Czułam się na tyle źle, że postanowiłam pospać. Potem pomyślałam, że zjadłabym zwykłe gotowane ziemniaki z masłem. Tak jak podczas problemów z żołądkiem w Indiach. Rafał poszedł do kuchni i złożył odpowiednie zamówienie. Wyjaśnienie wydawało się nietrudnym zadaniem. Po kilkunastu minutach danie było gotowe – smażone ziemniaki i 2 gotowane jajka ;) Na szczęście podali chociaż czysty ryż.  Pospałam do 17.00 i o 18.00 wyruszyliśmy na miasto z postanowieniem rozejrzenia się przy okazji za innym hotelem.
Po drodze ucieszyliśmy się kupując specjalną przejściówkę do gniazdka bez bolca. Miasteczko okazało się małe, ale rozświetlone setkami reklam, z wieloma turystami przechadzającymi się ulicami. Zobaczyliśmy pięknie oświetloną wieżę zegarową w centrum.


Zawędrowaliśmy aż do dworca autobusowego i odkryliśmy Night Market w jego okolicach.
Tutejszy nocny bazar spodobał nam się znacznie bardziej niż w Chiang Mai i spędziliśmy tu kilka godzin siedząc w pięknej restauracji pod gołym niebem w centrum bazaru. Obok restauracji wystawiono dużą scenę na której cały czas coś się działo. Najczęściej występowali muzycy grający i śpiewający na całkiem przyzwoitym poziomie piosenki tajskie, oraz znane standardy rockowe. 


 W pewnym momencie poruszenie wywołała zapowiedź konferansjerki występu kabaretu Ladyboys :)
Na scenie pojawiły się „piękne panie” wyglądem przypominające modelki lub uczestniczki konkursu Miss. Przedstawienie było bardzo dynamiczne i wzbudziło salwy śmiechu.




Dla niewtajemniczonych dodam, że popularni tutaj Ladyboys to panowie po zmianie płci. W Tajlandi zmiana płci jest na tyle popularna, że  lepiej z pewnym dystansem i nieufnością traktować każdą piękność. A w instytucjach publicznych, nawet szkołach, pojawiają się toalety dla tzw. trzeciej płci.
Po powrocie do hotelu z optymizmem podłączamy cały pakiet (kupiona przejściówka tajska do gniazdka bez miejsca na bolec + nasza przejściówka z wtyczki tajskiej na europejską + trójnik + urządzenia do ładowania) wygląda to kosmicznie, ale cóż nadal nie ma prądu :(



 Właściciel stwierdził, że to my mamy coś nie tak z przejściówką, którą dziś  kupiliśmy. Ale kupiliśmy też małą lampkę z wtyczką tajską i jak się okazało to w żadnym gniazdku w hotelu nie ma prądu. Pan stwierdził, że jutro zobaczy bo dziś jest za późno. U pana właściciela natomiast telewizor gra. Co tylko podgrzało nasze podejrzenia i poszliśmy spać z mocnym postanowieniem zmiany hotelu rano!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz